O o opłacie reprograficznej powiedziano i napisano już wszystko i właściwie nie powinienem tego posta wrzucać. Włożyłem jednak w niego trochę pracy, a mama uczyła, że nic nie powinno się marnować.
Jeśli zechcesz docenić mój trud, to zapraszam do lektury.
Wszystko zaczęło się od Dziennikarskiego Zera (po raz kolejny).
Artyści klepią biedę
Kiedy jeszcze aktywnie uczestniczyłem w życiu Weryfikatorium.pl, mieliśmy takie powiedzenie, że „dobry tekst sam się broni”.
Tak samo dobry artysta też nie powinien klepać biedy. A jeśli klepie biedę, to bardzo możliwe, że nie jest dobrym artystą, albo ma po prostu pecha. Historia zna parę osób, które pomimo talentu i pośmiertnego uznania, zmarły w biedzie. Jak choćby Vincent van Gogh czy Cyprian Kamil Norwid. Mimo to jeśli dzieła danego artysty nie przynoszą mu dochodu to w mojej opinii nie powinien być artystą i powinien poszukać innego zajęcia.
Znamy też artystów, którzy choćby żyli 200 lat, nie powinni za swoją twórczość dostać choćby złotówki, jak chociażby Blanka Lipińska.
Sztuka to niewierna kochanka.
Dominik Skoczek, dyrektor Stowarzyszenia Filmowców Polskich, Związku Autorów i Producentów Audiowizualnych powiedział:
„Połowa pieniędzy będzie zasilała fundusz wsparcia artystów zawodowych, druga połowa będzie przekazywana, za pośrednictwem organizacji, bezpośrednio do twórców i wydawców. Część, która będzie w dyspozycji funduszu będzie służyła na sfinansowanie składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne dla najmniej zarabiających i najbardziej potrzebujących artystów. Nie tylko tych najpopularniejszych, ale też takich, o których się mniej pamięta, na przykład tancerze, mimowie, instrumentaliści, ale również aktorzy teatralni. Jest cała lista tych zawodów, mówimy o osobach zarabiających niewielkie pieniądze. Pełną kwotę dotacji będą mogły uzyskać osoby zarabiające 1000 zł miesięcznie, nie mówimy o wspieraniu elit”
To świetnie. Ale ja mam lepszą propozycję.

Zarówno rząd, jak i jego elektorat, muszą zrozumieć jedną rzecz – „Z pustego i Salomon nie naleje”.
Nie może być tak, że jedna część społeczeństwa wiecznie zasuwa na drugą część społeczeństwa. Dlatego że:
- Pewnego dnia tej pierwszej części mogą skończyć się pieniądze.
- Innego dnia ci ludzie mogą się zbuntować i przestać robić na nierobów.
A wtedy się skończy.
Druga rzecz, którą rząd rozumie (choć ma w dupie), ale elektorat nie rozumie to to, ze Skarb Państwa to nie jest studnia bez dna. Samo sie nie napełnia, a pieniądze nie biorą się tam znikąd. Żeby stamtąd wyjąć, najpierw ktoś musi włożyć.
Skoro nieroby nie wkładają nic do budżetu oprócz akcyzy i VAT-u z małpek i fajek,
Opowiem na przykładzie.
Jest dom, ojciec, matka i syn. Syn ma 16 lat, nie pracuje. Matka ma firmę, przynosi do domu 5000 miesięcznie. Ojciec robi na etacie, przynosi 2000 miesięcznie. Koszt utrzymania jednej osoby wynosi 2000 zł.
5000 + 2000 = 7000.
7000 – 6000 = 1000.
Powiedzmy, że budżet się spina.
Pewnego dnia ojciec mówi, że mu się nie chce robić. Rzuca robotę i siedzi na dupie. Koszt utrzymania pozostaje bez zmian, ale do budżetu wpada 2000 zł mniej.
W idealnym świecie lewicowców, matka zacznie ciężej pracować, żeby wyrobić na syna i męża. Albo sąsiad, który zarabia sto kafli miesięcznie, dorzuci tej rodzinie z dobrego serca.
W realnym świecie, matka pewnego dnia się wnerwi i powie, że ma to w dupie. Od następnego dnia stary idzie do roboty, albo precz z domu. Ewentualnie rozwód i na swoje.
Podobnie sytuacja się ma z socjalem. Im więcej beneficjentów w relacji do płatników, tym trudniej pospinać budżet. A płatnicy też nie będą wiecznie robić na darmozjadów. Pozamykają firmy i sami pójdą na socjal. Po co pracować, jak państwo da, nie?
Prosty przykład mieliśmy z okazji zapowiedzi i wprowadzenia tzw. Nowego Ładu. Myślicie, że zmęczeni pandemią przedsiębiorcy z radością serca i z poczucia narodowej solidarności przejęli koszty wprowadzenia Nowego ładu na siebie? Otóż nie, najprostszym skutkiem był drastyczny wzrost wyszukiwań dotyczących zakładania i prowadzenia firmy w Czechach.
Wielu artystom się wydaje, że są artystami
Na Weryfikatorium trwała poważna, zaciekła wręcz, dyskusja na temat tego, kiedy autor jest pisarzem. Kiedy wyda książkę?
W obliczu popularności modeli self-pub i partycypowania w kosztach, kryterium wydawnicze przestało mieć zastosowanie.
Czy wobec tego pisarzem jest autor, którego wydało tzw. tradycyjne wydawnictwo? Autor, który jakością swojego dzieła zasłużył na publikację, a nie ją sobie kupił?
Słyszałem wiele głosów, że jak ktoś pisze, to jest pisarzem. Otóż nie. Nastolatka może sobie pisać fanfiki ze „Zmierzchu” na Wattpadzie i nazwać to sztuką. Czy to jest sztuka? I jeśli nie, to kiedy zaczyna nią być? W sumie popyt niekiedy na to jest. Jak obiektywnie ocenić jakość takiego dzieła?
Jak obiektywnie ocenić jakość jakiegokolwiek dzieła? Wszyscy znamy pastę o psie na wystawie sztuki nowoczesnej.

Nie tak dawno czytałem o gościu, który stworzył niewidzialną rzeźbę. Jakby tego było mało, opchnął ją komuś za 15k €. Geniusz.
Ustawa o uprawnieniach artysty zawodowego
Artykuł ze strony rządowej porusza kwestię pracy na umowie.
Nie mam problemu z tym, żeby artysta zawodowy miał jakieś uprawnienia. Jednakże kryteria ich nadawania powinny być równe dla wszystkich.
Jeśli pewnego dnia się okaże, że Kasia Nosowska ledwie wiąże koniec z końcem, można jej rzucić siano bez cienia wątpliwości.
Ale jeżeli będzie to Wiesiek z Baranowic, który dwa razy w życiu nabazgrał coś na serwetce i każe się nazywać artystą – miałbym obiekcje. Samozwańczy artyści powinni się wziąć do roboty. Jeśli ich sztuka nie jest warta pieniędzy, powinni przestać ją uprawiać. Tak jak ten facet, co zostawił pierdyliard komentarzy pod recenzją:
https://tidbits.com/2014/05/02/funbits-bears-in-boats-fighting-crime/
Co bowiem będzie powstrzymywało każdego Polaka przed okrzyknięciem się artystą i wyciąganiem łap po gotowe?
Jestem pewien, że powstaną specjalne fanpejdże i grupy pomocy: „Jak zostać artystą” na obraz i podobieństwo tych socjalowo-alimenciarsko-500plusowych. Okaże się, że Karyna, matka czwórki po nocach ślęczy nad romansami i należy jej się część z puli 1,2 mld zł. Marek, co czasem zawyje coś po pijaku, zarejestruje się jako pieśniarz ludowy i będziemy na niego łożyć.
Zbigniew Hołdys
Pan Hołdys jest znany z opowiadania się po niewłaściwej stronie Internetu. Najpierw w swoim czasie, mówiąc po dziennikarsku, wzbudził kontrowersje, występując jako orędownik ACTA. Teraz stoi w pierwszej linii frontu walki o opłatę reprograficzną.
Bo jego muzyka jest piracona na smartfonach.
Panie Hołdys, żeby coś spiracić, najpierw trzeba tego chcieć. Gdyby na przykład było mi szkoda 20 zł na Spotify, to bym sobie wszedł na Youtube i tam posłuchał. Ja nie muszę płacić za pana 40-letnie utwory.
Pan Hołdys ma problem, że w ciągu roku ze Spotify całe gówno mu nakapie. Całe gówno, bo nikt nie chce tego słuchać. Gdyby ktoś uważał, że utwory pana Hołdysa są wartościowe, to by mu stykało. A nie styka.
Rynek przemówił. Taco Hemingway nie narzeka na wpływy ze Spotify. Ale jego, w przeciwieństwie do pana Hołdysa, ludzie słuchają.
Ilona Łepkowska
Królowa polskich seriali postanowiła wepchnąć kij w mrowisko najpierw podczas wywiadu dla money.pl, a następnie w Porannej Rozmowie u Roberta Mazurka. Potem wziął się za nią jeden z obecnych królów Internetu, Krzysztof Stanowski i dwa razy objechał ją w Dziennikarskim Zerze.
Najciekawsze argumenty pani Łepkowskiej.
#1. „To nie jest podatek”
Jasne. Takie podejście praktykuje rząd PiS od momentu, kiedy powiedzieli, że nie wprowadzą więcej podatków. Teraz wprowadzają wszystkie synonimy podatków – opłaty, daniny, jałmużny…
Jakkolwiek tego nie nazwać, ja za kilka miesięcy zapłacę kilka dyszek więcej. Czym to się różni od podatku? Różnica jest mniej więcej taka, jakbym dostał pięścią w ryj, a z kopa. Inny cios, a boli tak samo.
#2. „Bo artyści nie pracują na etacie”.
Nie, artyści mają kontrakt i kasują za niego siano. Jak Maryla Rodowicz wychodzi na Sylwestra i zgarnia 50 patyków, to to jest jej praca.
Ja na 50 patyków muszę pracować ponad rok.
Poza tym, wielu artystów pracuje na etacie, a sztukę uprawia po pracy, dlatego że ich sztuka jeszcze nie pozwala im się utrzymać. Np. znany pisarz Adam Przechrzta, z którym miałem przyjemność wypić piwo w Poznaniu pracuje jako nauczyciel. Janusz Zajdel za dnia kopał rowy, a pisał wieczorami. Andrzej Pilipiuk pisał „Przygody Pana Samochodzika” i tzw. fuchy. Przykładów jest mnóstwo. A mogli siąść na dupie i krzyczeć: „Daj!”.
Poza tym, co to jest za argument? Czy jak ja przestanę pracować na etacie, to artysta mi da? Czemu ja mam dawać artyście?
#3. „Bo artyści nie płacą składek ZUS”
No sorry, ale kto ma za was to płacić?
Ja pracuję, zarabiam i od tego jest odprowadzany ZUS.
Mój pracodawca prowadzi działalność gospodarczą, zarabia i od tego odprowadza ZUS.
A biedni artyści nie płacą ZUS-u. Zgroza. Bo jakiemuś artyście się nie spina i nie ma 1500 zł miesięcznie na ZUS. No to może się weźmie do roboty zamiast powtarzać: „Jestem artystą”. Za sam fakt bycia artystą nikt nie płaci. Płacone jest za produkt. Wartość rozrywkowa to produkt, na który albo jest popyt, albo nie.
W mojej opinii trzeba być ciężkim debilem, żeby zarabiać kupę szmalu i nie odłożyć na emeryturę. Pani Łepkowska ma 1300 zł emerytury, jak przyznała w rozmowie z Robertem Mazurkiem. Gdyby kasę za scenariusze do polskich taśmowców zainwestowała np. w nieruchomości, 1300 zł wzięłaby za czynsz za kawalerkę w Białymstoku. A mogłaby mieć takich mieszkań kilka w całej Polsce.
Michał Wiśniewski w ciągu całej kariery zarobił około 40 baniek. Kupił sobie Rolls Royce’a Ghost za 1,5 bańki. Za 1,5 bańki można kupić 3 mieszkania – we Wrocławiu, w Krakowie i w Poznaniu. Z każdego z nich będzie wpadać po 2 koła miesięcznie, 6 koła do kupy. Jak dla mnie całkiem przyzwoita emeryturka.
No ale po co? Zarejestrować działalność gospodarczą, płacić ZUS, podatek, papiery, księgowość… Nagle z 50 kafli Maryli Rodowicz zostanie tylko 37 (powiedzmy). Szkoda, nie? Za 13 koła to sobie można polecieć na Karaiby na dwa tygodnie. A emerytura? Aaaa, to za kilkadziesiąt lat dopiero.
#4. „Bo ja zmieniam telefon raz na 3, 4 lata, nawet rzadziej”.
Gówno mnie to obchodzi.
#5. „Bo telefony są za darmo”.
Tego nawet nie chce mi się komentować.
#6. „Czy Pan wie, jak ważna jest kultura dla tkanki społecznej”
Kultura jest ważna. Dla mnie też.
Ale jest jeszcze coś takiego jak gust i upodobanie. Ja, na ten przykład, nie słucham disco polo. Nie czuję wobec tego powołania do wypłacania zapomóg dla „artystów disco polowych”. Słucham rocka, punka, trochę radiówek, trochę muzyki klasycznej. Mam playlistę na YouTube i przenoszę ją na Spotify. Za każde odtworzenie posiadacz praw autorskich do tego utworu dostaje kasę, czy to tantiemy ze Spotify, czy złotówki z AdSense. Ostatnio w kółko nucę „Bella Ciao”, bo jak raz mi wpadło w ucho.
Jak idę do mięsnego, to kupuję filety z ryby, bo lubię ryby. Po co mam płacić za salceson, podroby i suchą krakowską, jeśli ich nie kupuję?
#7. „To nie ludzie zapłacą, tylko te firmy elektroniczne”
Nie mogę uwierzyć, że dorosły człowiek może być tak naiwny.
Proste porównanie dla debili i nieuków. Perła Chmielowa w butelce zwrotnej kosztuje powiedzmy 2,50 + 50 gr kaucji za butelkę. Perła Export w butelce bezzwrotnej kosztuje 3 zł. 50 gr za butelkę jest już wliczone w koszt piwa. Tak to działa.
W 2016 roku wszedł tzw. podatek od ubezpieczeń. Ubezpieczyciele mieli się dorzucić do 500+. Myślicie, że ówczesny prezes PZU wyszedł i powiedział:
– No, spoko, jak na dzieci to odpalimy te parę milionów?
Nie, wzrosły składki za OC. Kto by się spodziewał?
#8. „Bo artyści w pandemii mają ciężko”.
Powiedzcie to restauratorom, hotelarzom i właścicielom siłowni. Ludziom, którzy w przeciwieństwie do was dzień w dzień od lat zapier**ją, żeby wyżyć, a teraz, choćby chcieli, to nie mogą.
I nikt nie robi dla nich narodowej ściepy. Nikt nie rozdaje 400 baniek z Funduszu Wsparcia Kultury. Nie ma dla nich 300 baniek z ZAiKSu.
#9. „Bo artyści w czasie pandemii umilali nam czas”.
Gówno prawda. Ja na przykład jestem zarobiony od rana do wieczora, a wieczorkiem siadam z moją i oglądam film na Netflixie, za który co miesiąc płacę.
#10. Bo tego nie odczujemy.
No tak. Co to jest 60 zł na rok?
Ale jeśli miałbym być szczery, gdybym miał zapłacić 6 dych, albo nie zapłacić 6 dych, to wolałbym nie płacić.
#11. Bo ludzie piracą.
Czy ktoś z Was kiedyś piracił spektakl? Albo 1318 odcinek „M jak miłość”? Wysrywy Jasia Kapeli od 2016 roku z torrentów pobrano 16 razy.
Słownie: szesnaście.
Dzisiaj nie opłaca się piracić
Chcesz posłuchać muzyki? Nie musisz używać myku na Wrzuta.pl. Nie musisz kupować transferu na Chomikuj.pl, żeby pobrać mp3. Nie trzeba też prosić kolegi o wysłanie empetrójki przez podczerwień.
Teraz masz Spotify, Apple Music, czy nawet YouTube.
Gry komputerowe? Komu się dzisiaj chce ściągać i potem pieprzyć z instalacją, bo crack, bo obraz, bo musisz być online, żeby grać w grę offline itd, hm?
Skyrima kupiłem na Steamie za 15 zł. Assassin’s Creed IV: Black Flag za 21 zł. Risen 3: Titan Lords – 7,81 zł. Pobieram, odpalam, hula. Kupiłem Mount and Blade za chyba 12 zł i nie hula, ale to już nie wiem czyja wina. Mam ryzykować utratę komputera za 15 zł? Odmówię sobie paczki szlugów i kupię grę, a jeszcze przy tym będę zdrowszy.
Z grami na konsole jest trochę gorzej, bo zawsze były droższe. Ale tam też są promocje.
Filmy? Seriale? CDA premium 20 zł, Netflix dla jednej osoby 34 zł. HBO GO 25 zł. Dzisiaj nawet opyla mi się kupić mojej Playera.pl, żeby sobie mogła oglądać „Brzydulę 2”. Wiele osób decyduje się na zakup tych subskrypcji, bo nie lubi lagów czy reklam. Nie chcą też czekać, aż dany film czy odcinek pojawią się w telewizji. Możliwość obejrzenia ulubionego serialu w dowolnym miejscu i czasie też robi swoje.
Czy warto stracić kompa za 10 czy 20 zł? Czy warto beknąć? Ziomek od ś. p. fili.cc dostał więzienie i 48 mln zł do zapłaty. Oczywiście skala była dużo większa.
Oczywiście nadal mnóstwo osób piraci.
W Polsce w 2016 roku piractwo ogołociło Skarb Państwa na kwotę 836 mln zł. Z badania Deloitte wynika, że prognozowana wartość konsumpcji pirackiej treści to ponad 30 mld w latach 2017 – 2024.
Sporo.
Nie zmienia to jednak faktu, że piractwo komputerowe spada. Zawsze będą piraci.
Pytanie brzmi – czy dla gwiazd światowego formatu lub wydawców gier to jest taki duży problem? Otóż nie.
Dawniej, z piractwem czy bez, wielkie gwiazdy i popularne gry i tak się sprzedawały. Dzisiaj te same gry są kupowane na Steamie, w Epic Games, Origin, EA Store, Sony Store, gdziekolwiek trzeba. Artystów słucha się w YouTube, Apple Music, czy Spotify, gdzie dostają kasę za odtworzenie. Jak ich puszczają w radio czy TV, to wpadają im ZAiKSy.
Problem mają tylko gasnące gwiazdy, które chciałyby nadal mieć high life, ale sakiewka się nie napełnia jak niegdyś.
Jak działają podatki?
Coś, czego artyści, i ich orędownicy, nie rozumieją, to fakt, że przy wprowadzeniu jakiejkolwiek daniny, opłaty, jałmużny czy podatku koszty zawsze ponosi odbiorca końcowy.
Artystom i całej lewej stronie sceny politycznej wydaje się, że jak pójdą do wielkiej firmy i dowalą jej podatek, to prezes tej firmy wyciągnie ze swojej kieszeni i da. Że jak wejdzie opłata reprograficzna, to Samsung, Huawei, Xiaomi czy Apple solidarnie zrzucą się na głodujących artystów.
Moi drodzy, bogaci ludzie nie są bogaci przez przypadek.
Po pierwsze, mają produkt, który potrafią sprzedać i na to pracują. Słowo klucz – pracują. Wam też by się przydało.
Po drugie, przez lata prowadzenia biznesu nauczyli się opędzać od takich chciwych nierobów, jak wy. Wydają kupę kasy na to, żeby doradcy podatkowi i ksiegowi zaoszczędzili im jeszcze więcej kasy.
Jeśli każecie Samsungowi płacić 5% od każdego smartfona czy laptopa, bo ktoś może kiedyś włączy na nim waszą piosenkę lub film, to Samsung podniesie ceny tych smartfonów o 5%.
Dlaczego artyści kwiczą?
Czy artyści nie mają obecnie co jeść?
Czy artyści mają problem z hajsem?
Czy będą klepać biedę?
Nie.
Jakiś czas temu zastanawiałem się, dlaczego były minister Nowak po podejrzeniach w Polsce i politycznym ostracyzmie, pojechał do roboty na Ukrainę i tam, zamiast siedzieć cicho i grzecznie robić swoje… No cóż, w sumie robił swoje, bo brał w łapę i ustawiał przetargi. Źle to sformułowałem.
Dostałem prostą odpowiedź – minister Nowak jest przyzwyczajony do pewnego standardu życia. On ma mieć szlugi, drogą wódę, czysty siuwax, prostytutkę, limuzynę, wypasioną chałupę i ma sobie latać na wakacje, kiedy mu się zachce. Kiedy go odcięli od koryta, musiał znaleźć inne koryto.
Ja na ten przykład, gdyby mi wpadało 10k na łapę miesięcznie, prawdopodobnie byłbym zadowolony.
Czy przestałbym dążyć do zwiększenia zysków? Prawdopodobnie nie.
Czy ryzykowałbym odsiadką dla polepszenia standardu życia? Na pewno nie.
To powinno Wam wyjaśniać, dlaczego artyści kwiczą. Dlaczego Maciej Stuhr biadoli, że nie będzie miał na chleb. Dlaczego Krystyna Janda psioczy na rząd i ustawia się w kolejkę po dotacje na teatr. Dlaczego Zbigniew Hołdys domaga się, by całe państwo uczestniczyło w zrzucie na jego dobrobyt.
Pan Hołdys był gwiazdą 40 lat temu. Podobało mu się na szczycie. Ludzie słuchali jego utworów, a on dostawał kupę siana i był królem życia. Znowu chciałby być królem życia, tylko problem jest taki, że obecnie nikt go nie słucha. Jak powiedział w wywiadzie, za jedno odtworzenie w Spotify dostaje 0,2 grosza i nie nakapie mu tego nawet tysiąc złotych rocznie.

Oto statystyki ze strony https://www.szlachetnapaczka.pl/raport-o-biedzie/.
Szczerze? Jeśli ktoś by mi powiedział, że zapłacę więcej za smartfon, a jakieś dziecko w Polsce dostanie za to obiad, nie miałbym żadnego problemu. Nawet dorzuciłbym coś od siebie.
Ale kiedy słyszę, że zapłacę więcej za smartfon, bo Hołdysowi nie styka na koks, alko, czy co tam, to mi się nóż w kieszeni otwiera.
Artystom poprzewracało się w dupach
Nie wszystkim, ale większości.
Artyści mają ego nie z tego świata. Nie z tego uniwersum nawet. W rozmiarze ego mogą spokojnie pojedynkować się z Lechem Wałęsą,
Artystom wydaje się, że są lepsi, a my, plebs, nie rozumiemy ich twórczości. I to, że nikt nie słucha ich muzyki, nie ogląda spektakli, nie czyta książek czy nie kupuje obrazów, to nasza wina. A im się należy za to hajs.
W mojej opinii produkt powinien się bronić sam. Jeśli nikt nie uznaje, że twoje dzieło jest warte pieniędzy, to choćbyś jak bardzo miał wywalone ego – może faktycznie to nie jest warte kasy.
Kto najgłośniej kwiczy?
Z tego, co zauważyłem, najgłośniej kwiczą 3 grupy:
- Ci, co im się do dupy ulało przez pandemię – mniej koncertów, mniej zaproszeń, mniej grania = mniej siana. A kredyty trzeba spłacać, bo jak się ma wypasioną chałupę na Mazurach na kredyt i maserati w leasingu, to to kosztuje.
- Ci, co już od dawna nie są popularni – czyli m. in. wspomniany Zbigniew Hołdys. Kiedyś płyty szły, kasety szły, koncertowało się. Kasa była na splunięcie. Dzisiaj nikt nie chce słuchać Hołdysa, więc zrobiło się koło dupy cienko.
- Ci, co gówno rozumieją na temat podatków – Wystarczy im powiedzieć: „Jak wejdzie opłata reprograficzna, to dostaniesz kasę” i już lecą z wywalonym jęzorem wywiadów udzielać, jak bardzo to jest potrzebne. Całkiem przypadkowo są to artyści powiązani z lewą stroną politycznej sceny, gdzie hasła w stylu: „Dostaniesz za darmo” trafiają na podatny grunt.
Wszyscy mają wspólną cechę – nieróbstwo. Przyzwyczaiła się ta hałastra do wygodnego życia i nagle się skończyło.
Andrzej Krzywy został cieślą
Najpierw słyszałem o tym w „Pytaniu na śniadanie”, co to moja sobie ogląda przy porannej kawie. Potem doczytałem. Andrzej Krzywy dorabia jako cieśla.
Chłop w porę zrozumiał, że nie wystarczy usiąść i wyciągnąć ręce, mówiąc: „Daj”. Może dadzą, może nie. Andrzej Krzywy zrobił to, co normalny człowiek w takiej sytuacji – zakasał rękawy i wziął się do roboty.
Kiedy szedłem na stosunki międzynarodowe, wiedziałem, że takim wykształceniem nie zawojuję świata. Nikt mi nie da, do miski nie włoży, nie ulituje się. Albo będę ciężko pracował, albo znajdę się w czarnej dupie. Więc dokładnie to robię – ciężko pracuję. 9-10 godzin dziennie, na etacie, po etacie, a jeszcze dłubię na tym blogu.
Artyści powinni mieć to samo z tyłu głowy. Idę do szkoły filmowej, chcę zostać aktorem. Może dostanę angaż w teatrze i będę grał w miarę regularnie. Może uda się trafić rolę w filmie.
A może nie. Ryzyko zawodowe.
Tak samo piosenkarz. Albo się uda wydać przebój, albo nie. Albo będzie platyna i koncerty, albo nie.
Jak freelancer. Albo będzie robota, albo nie. Niekończąca się loteria.
Tylko czemu zwykli, uczciwie pracujący ludzie mają na tej loterii sponsorować nagrody?
Cytując Krzysztofa Stanowskiego: „Z kapeluszem do metra zapier**lać i brzdąkać na gitarze”.
Normalni ludzie korzystają ze sławy i zakładają firmy, które są poduszką finansową w razie najgorszego. Pudzian ma firmę transportową. Rafał Sonik ma ogromny biznes. Robert Lewandowski też w kółko gdzieś inwestuje. Przykłady mogę mnożyć do oporu.
Tylko te polskie sieroty z estrady nie potrafią, no kurczę.
Założyliby firmę, zobaczyliby, ile co kosztuje, ile zabiera ZUS, ile trzeba dochodowego wpłacać, ile VAT-u, to by może zmądrzeli.
A tak zamiast tego mogą jak pani Łepkowska powtarzać, że jak się nie widzi, ile ZUS zabiera, to tak nie boli.
Podsumowanie
Myślę, że to wszystko idzie w niewłaściwą stronę.
Jedyną grupą społeczną, która domaga się opłaty reprograficznej są artyści.
Opłata ma iść na artystów, którym się budżet nie spina.
Mam lepszy pomysł. Może tak wszyscy artyści, którzy zarabiają więcej niż 10,000 zł miesięcznie oddadzą 4% swoich zarobków na biednych artystów?
Czy pani Łepkowska od kontraktu z TVP odda 4%? Czy Beata Kozidrak jak skasuje 50,000 za następny koncert, będzie skłonna oddać 2,000 zł na biednych kolegów? Zenek Martyniuk zarabia 8 baniek rocznie. Niech odda 4%. Sławomir zarabia 10 baniek. Golcowie z samego Funduszu Wsparcia Kultury mieli dostać 2 bańki. Krystyna Janda 4 bańki. Niech nawet oddadzą 1%, żeby nie zbiednieli. Oni mają z czego oddać. Pielęgniarka, sprzątaczka czy kasjerka może nie mieć. Nie zarabia 10 kafli.
Oj wtedy to by był dopiero kwik.
Dlaczego to my mamy czuć solidarność, a nie artyści? Jeśli tak bardzo chcecie wspierać kolegów i koleżanki po fachu to wspierajcie.
Za swoje.